Manipulacja. Relacje z Ukrainą zagrażają bezpieczeństwu narodowemu Polski
Znany polski publicysta Łukasz Warzecha opublikował tekst w Onet.pl i odpowiadający mu tweet, które zostały chętnie podchwycone przez takie rosyjskie media jak Life.ru, REN TV i szereg innych. W nagłówkach czytamy: „stosunki z Ukrainą zagrażają bezpieczeństwu narodowemu Polski”.
Pełny tekst jest bezpośrednio związany z oceną różnych aspektów działalności partii rządzącej w przededniu wyborów parlamentarnych. Dlatego nie będziemy analizować wszystkich przedstawionych argumentów, ponieważ jest to wyłącznie wewnętrzna kwestia polityczna i kwestia przyszłego wyboru samych Polaków.
Jednak w kwestii stosunków Polski z Ukrainą mamy pełne prawo do wyrażenia własnej opinii i wykazania manipulacji autora tekstu.
Po pierwsze, zdaniem L.Warzechy, w sprawie Ukrainy polskie władze „grały na krawędzi, narażając bezpieczeństwo polskiego państwa”. Przypominając przemówienie Prezydenta RP Andrzeja Dudy z 15 sierpnia przed defiladą w Święto Wojska Polskiego, autor zauważa: „rzeczywiście obecny rząd poważnie podszedł do zadania modernizacji polskiej armii i to dobrze, bo nasza armia musi być silna i nowoczesna”. Jednocześnie jednak twierdzi, że modernizacja ta nabrała tempa dopiero po wybuchu wojny w Ukrainie.
To nieprawdą. Już w 2017 r. wydatki obronne Polski wyniosły 2,01% PKB z roku poprzedniego, zgodnie z wymogami NATO.
Nawet według wyników z 2022 r. tylko 7 krajów Sojuszu Północnoatlantyckiego – Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Polska, Estonia, Grecja, Łotwa i Litwa – osiągnęło ten cel.
A na początku 2021 r., co najmniej 2 lata przed rosyjską inwazją pełnoskalową, w 22. roku członkostwa w NATO, Polska wydawała już 2,3% PKB na obronność i należała do krajów, które najlepiej wywiązywały się z sojuszniczych zobowiązań w tym obszarze (według Raportu Rocznego Sekretarza Generalnego NATO 2020 zajmowała piąte miejsce).
Co więcej, po wynikach 9 miesięcy 2021 r., 14 października br. Sejm zdecydował o zwiększeniu planowanych wydatków obronnych na 2021 r. o 6 mld zł. Polski rząd przeznaczył dodatkowe pieniądze na obronność, aby częściowo opłacić kontrakt na dostawę 250 czołgów M1A2 Abrams SEPv3 o wartości 6 mld USD.
Nawet wtedy Polacy polegali w dużej mierze na własnych siłach, choć liczyli na wsparcie USA. Tak więc w 2017 r. amerykańskie batalionowe i brygadowe zespoły bojowe (łącznie około 5000 żołnierzy) zostały rozmieszczone w Polsce. Stopniowo Polska stała się wiodącym regionalnym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych na wschodniej flance NATO, a w sierpniu 2020 r. podpisano dwustronną umowę wojskową o wzmocnionej współpracy między Stanami Zjednoczonymi a Polską (U.S.-Poland Enhanced Defence Cooperation Agreement, EDCA), zgodnie z którą w Poznaniu utworzono Wysokie Dowództwo 5 Korpusu Inżynieryjnego Armii Stanów Zjednoczonych.
W marcu 2018 r. polski minister obrony Mariusz Błaszczak podpisał umowę o wartości 4,75 mld USD na zakup systemów Patriot. W dniu 31 stycznia 2020 r. podpisano również umowę o wartości 4,6 mld USD na zakup przez Polskę 32 myśliwców piątej generacji F-35A ze Stanów Zjednoczonych, których dostawy rozpoczną się w 2024 r. (Polska będzie otrzymywać od czterech do sześciu samolotów rocznie).
Ponadto, już w Strategicznej Koncepcji Bezpieczeństwa Morskiego przewidziano stworzenie średniej wielkości floty opartej na wielofunkcyjnych fregatach.
Po drugie, L. Warzecha podkreśla, że „jak najszybsze, momentami budzące wątpliwości i noszące cechy nadmiernego pośpiechu uzupełnianie zdolności bojowych polskiej armii wynika z przekazania Ukrainie ogromnej ilości sprzętu, w tym takiego, który miał jeszcze lata służby w polskim wojsku przed sobą”.
Na ten zarzut jeszcze wcześniej odpowiadali znani polscy eksperci. W szczególności politolog, przewodniczący Rady Bezpieczeństwa i Obrony przy Prezydencie RP Przemysław Żurawski vel Grajewski zauważył:
„Polska udzieliła Ukrainie maksymalnego wsparcia materialnego i politycznego. Zajmuje drugie miejsce po Stanach Zjednoczonych w udzielaniu pomocy wojskowej, dostarczając 250 czołgów (stan na listopad 2022 r.), polskie drony Warmate, haubice Krab, amunicję i zapewniając 99% tranzytu”.
„Co się stanie, jeśli my, przekazując broń Ukrainie, sami powstaniemy w obliczu rosyjskiej inwazji? Odpowiedź jest taka, że żaden poziom oszczędności na uzbrojeniu przez państwa zachodnie nie zrekompensował im szkód wyrządzonych ich bezpieczeństwu, które wynikały z klęski Wojska Polskiego w 1939 roku. To samo dotyczy nas – żaden poziom starych czołgów T-72 przechowywanych w magazynach nie jest mniej ważny niż Siły Zbrojne Ukrainy, które istnieją i walczą z Rosją. A zapobieżenie klęsce tej armii jest znacznie lepszą przysługą dla polskiego bezpieczeństwa niż trzymanie czołgów w magazynach” – konkluduje P. Żurawski vel Grajewski.
Wtóruje mu Marek Budzisz, przedstawiciel think tanku «Strategy & Future»: „W sensie strategicznym Polska i Ukraina już są jednością w percepcji rosyjskiej, bo Ukraina nie byłaby w stanie tak długo się bronić, gdyby nie działania Polski. Dla rosyjskiego myślenia oznacza to, że jeśli chcesz opanować Ukrainę, musisz zneutralizować Polskę. Czyli strategia siedzenia cicho się nie powiedzie, bo i tak zostaniemy wciągnięci w wojnę”.
„Musimy myśleć o strategicznym interesie państwa polskiego. A strategicznym interesem państwa polskiego jest zbudowanie siły militarnej, która będzie w stanie odstraszyć Rosję. Sami nie będziemy w stanie tego zrobić, dlatego współpraca z Ukrainą w tym zakresie jest kluczowa” – podkreśla ekspert.
Polski reżyser filmowy i publicysta Jerzy Lubach, autor m.in. filmu „Trudne braterstwo”, poświęconego sojuszowi Petlury i Piłsudskiego w 1920 roku, mówi o ciągłym negatywnym wydźwięku publikacji Łukasza Warzechy.
Wymienia go jako jednego z dziennikarzy, którzy obecnie nadają ton w jednym z głównych konserwatywnych tygodników, „Do Rzeczy”, i w każdym numerze przedstawiają ponure wizje przyszłości Polski ze względu na jej „awanturniczą i bezmyślną politykę proukraińską, która z pewnością źle się skończy, bo Amerykanie nas opuszczą, Ukraińcy będą niewdzięczni, a Rosja będzie nas gnębić”.
Marek Budzisz stwierdził też, że przez nadawanie takich treści tygodnik „Do Rzeczy” stał się prorosyjski, a Łukasza Warzechę określił w ten sposób polski dyplomata Jakub Kumoch. Szerzej na ten temat pisał Jakub Maciejewski, publicysta tygodnika „Sieci” i portalu wPolityce.pl:
„W połowie maja na łamach tygodnika ukazał się artykuł Mariusza Dzierzewskiego, w którym krytykuje on Ukrainę za to, że nie chce oddać Rosji części swoich terytoriów. Autor powołuje się na przypadek Finlandii z czasów wojny zimowej i oburza się, że Zełenski nie chce pójść tą drogą. Jakie prawo ma redakcja „Do Rzeczy” do decydowania o ukraińskiej ziemi? Nikt z ich wydawnictwa nie pofatygował się, by poinformować o realnej sytuacji w Ukrainie, a nagle wszyscy stali się najmądrzejsi w ocenie zdolności obronnych naszego sąsiada… „Do Rzeczy” zaczęło też mocno promować prorosyjską Konfederację. Mencen na okładce, portal informacyjny Konfederacji. Oczywiście każdemu wolno to robić i znamy oklepane argumenty, że to „nie prorosyjskość”, tylko „realizm”, „logiczne myślenie”. Ale czytelnicy naszego bratniego, konserwatywnego pisma powinni dać odpór negowaniu skali tej wojny czy opcji oddania Rosji terytoriów ukraińskich” – podkreśla Jakub Maciejewski.
Anatolij Kurnosow
Materiał został przygotowany w ramach projektu Stop Lie Fundacji Charytatywnej Partnerstwa Polsko-Ukraińskiego w ramach projektu UE Pilne Wsparcie Społeczeństwa Obywatelskiego, realizowanego przez ISAR Ednannia przy wsparciu finansowym Unii Europejskiej. Jego treść jest wyłączną odpowiedzialnością autora i niekoniecznie odzwierciedla stanowisko Unii Europejskiej.
#ПрямуємоРазом #TeamEurope #MovingForwardTogether #ISAREdnannia #StopLie