Banderowcy mordowali tu wszystkich [REPORTAŻ Z WOŁYNIA]
Ukraiński Instytut Pamięci Narodowej zapowiedział przeprowadzenie w 2025 roku poszukiwań szczątków ofiar zbrodni wołyńskiej. Jego prezes, Anton Drobowycz, wydał zgodę na poszukiwania i ekshumacje we wsi Ugły w obwodzie rówieńskim dla Karoliny Romanowskiej. Reporter TVP Info Mateusz Lachowski udał się do Ugieł, gdzie rozmawiał z mieszkańcami. Informuje o tym Upmp.news powołując się na „TVP I info_”.
Od 2017 roku polski IPN co najmniej dziewięć razy składał prośby o ekshumacje ofiar ludobójstwa na Wołyniu. Za każdym razem odpowiedź ukraińskiego instytutu była negatywna. Ukraińcy tłumaczą, że to z powodu konfliktu między obiema instytutami dotyczącego mogiły na górze Monasterz w województwie podkarpackim.
Ugły – wieś przesiąknięta krwią
Jedziemy do Ugieł, gdzie w przyszłym roku mają rozpocząć się poszukiwania.
– Mój tato mówił, że ta wieś jest przesiąknięta krwią. Ziemia tu jest przesiąknięta krwią – opowiada nam pani Swietlana, która oprowadza nas po wsi Ugły.
12 maja 1943 roku wieś została zaatakowana przez sotnię Ukraińskiej Powstańczej Armii pod dowództwem Nikona Semeniuka „Jaremy”. Zamordowano tu co najmniej 100 osób. Zginęli tylko dlatego, że byli Polakami. Oprawcy zabijali nawet rodziny mieszane. Jeśli Ukrainka miała męża Polaka, ginęła razem z nim. W Ugłach było co najmniej kilka takich rodzin.
– Ja tu żyję już 65 lat. Pamiętam, co mówiła moja ciocia, gdy byłem dzieckiem. Tu w tej części wsi były chaty z mieszanymi rodzinami. Tu jak banderowcy przyszli, to nie pytali, kto jest kim, wszystkich mordowali – mówi Grigorij, mieszkaniec Ugieł.
Kiedy pytamy, kto mordował, od razu odpowiada:
– To upowcy tu mordowali. Po wojnie było tak, że Ci, którzy to robili, dalej żyli i ludzie, którzy znali prawdę, bali się mówić o tym wprost, kto to robił. Teraz oni już nie żyją i można normalnie otwarcie mówić.
Wiadomo, że doszło do zbrodni, ale nie ma grobów
Jak mówią mieszkańcy, wsi większość ofiar została pochowana przez ocalałych na pagórku między kilkoma dębami. Zebrano ciała i złożono je w zbiorowym grobie kilka dni po zbrodni.
– Gdzieś tu była zbiorowa mogiła – pokazuje nam miejsce pani Swietłana. – Tu stał krzyż i coś po polsku było napisane. Kiedy w latach 70. przyjeżdżali tu Polacy, pokazywali, że tam też jest zbiorowa mogiła. Niżej, za pagórkiem. Ale nie wiemy dokładnie, gdzie i ile osób jest tam pochowanych.
To typowa sytuacja w wioskach, w których zginęli Polacy. Wiadomo, że doszło do zbrodni, ale nie ma grobów czy pomników. Często nie wiadomo, gdzie dokładnie leżą kości.
Kiedy dojdzie do poszukiwań i ekshumacji, będzie można to określić.
W rozmowie z nami Anton Drobowycz, szef ukraińskiego IPN, opowiedział, dlaczego zgodził się na poszukiwania we wsi Ugly.
– Pani z Polski przedstawiła swoją historię. Porozmawialiśmy z kolegami i podjęliśmy decyzję, że będziemy opiekować się tymi poszukiwaniami i jeśli będą potrzebne, to ekshumacjami. Nawet umieściliśmy to w planie pracy na 2025 rok. Poprosiliśmy o dodatkowe fundusze na takie prace. W takich indywidualnych wypadkach, tam, gdzie nie działają dwustronne polsko-ukraińskie mechanizmy, będziemy dodatkowo jako instytut pomagać polskim obywatelom, bo bardzo doceniamy wasze wsparcie w trakcie obecnej wojny i jesteśmy przyjaźnie nastawieni do Polaków – mówił Drobowycz.
Wieś Ugły to jedno z miejsc zbrodni wołyńskiej (fot. Mateusz Lachowski)
Karolina Romanowska, która otrzymała zgodę, w rozmowie z nami nie kryje radości.
– Wniosek złożyłam miesiąc temu do ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej, ale także napisałam list do prezydenta Zełenskiego z prośbą o jego przychylne rozpatrzenie. Chodzi o ekshumację mieszkańców Ugiel. Prawdopodobnie około 100 osób. Wśród zamordowanych było 18 członków mojej rodziny.
Romanowska podkreśla, że chodzi jej o godny pochówek i upamiętnienie Polaków oraz Ukraińców, którzy zginęli zamordowani przez Ukraińską Powstańczą Armię.
– W tej masowej mogile są szczątki zarówno Polaków, jak i Ukraińców. Po tygodniu od zbrodni ciała tych ludzi grzebał między innymi mój pradziadek, który przeżył ten napad. Wcześniej był we wsi sołtysem. Niestety później ta mogiła została zorana i nie było po niej śladu. Chcemy ekshumacji, godnego pochówku i pomnika w miejscu, gdzie pochowano pomordowanych – mówi Karolina Romanowska, która półtora roku temu założyła Stowarzyszenie Pojednanie Polsko-Ukraińskie. Jak sama twierdzi, to dzięki pracy osób ze stowarzyszenia udało się uzyskać zgodę na poszukiwania.
„To nasz jedyny postulat”
Kiedy Romanowska złożyła wniosek, polski IPN przekazał jej, że nie ma szans. Stało się jednak inaczej, a szef ukraińskiego IPN twierdzi, że jest otwarty na wydawanie kolejnych pozytywnych decyzji, jeśli z wnioskami będą się do niego zwracać Polacy.
Podkreśla jednak, że nie dotyczy to polskiego IPN.
– Generalnie dalej oczekujemy, że Polska wykona dwustronne zobowiązania z 1994 roku. Chcemy odnowienia zniszczonej tablicy nagrobnej na górze Monasterz – mówił Drobowycz. – Jeśli to się wreszcie wydarzy, będziemy wydawać kolejne zgody. To nasz jedyny postulat.
– Od 2015 roku, mogiła, która została tam zbezczeszczona, nie została przywrócona do stanu sprzed aktu wandalizmu. To oficjalny grobowiec, który został tam postawiony jeszcze na podstawie umowy zawartej z panem Andrzejem Przewoźnikiem. Mimo porozumienia mogiły nie odnowiono w sposób, na jaki się umówiliśmy. Dlatego oficjalnie stale przypominamy o tym polskiej stronie. Już kilka lat dwustronne umowy i instytucje nie pracują. Mimo to wydaliśmy trzy zgody na ekshumacje. Widzimy jednak, że nic się w kwestii góry Monasterz nie zmienia. Jednak kiedy otrzymaliśmy wniosek od konkretnej polskiej obywatelki, która, jak rozumiem, machnęła już ręką na polskie instytucje, podjęliśmy po prostu decyzję, że jej pomożemy. Dlatego jesteśmy też otwarci na prośby kolejnych osób. Ale jeśli chodzi o państwowe instytucje, najpierw musi dojść do wypełnienia wzajemnych zobowiązań – mówił Drobowycz.
Tablica niezgody
Spór między Ukrainą a Polską w sprawie tablicy na górze Monasterz trwa od 2015 roku. Wtedy to nieznani sprawcy rozbili płytę na grobie członków UPA, którzy zginęli w 1945 roku w walce z NKWD.
Warto tu dodać, że na zachodzie Ukrainy kult UPA jest silny. Upowcy są przedstawiani jako niezwykle zaciekli partyzanci, którzy walczyli z sowietami od 1944 roku. O tym, że wcześniej mordowali polskich cywilów, praktycznie się nie pamięta lub nie chce pamiętać. Są przypadki, że zbrodniarze, którzy mordowali Polaków, są upamiętniani za walki z Rosjanami.
Jednak w przypadku tablicy na górze Monasterz jest inaczej.
Zgodę na jej postawienie wydała jeszcze w latach dziewięćdziesiątych nieistniejąca już Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, argumentując to w ten sposób, że w przypadku tych konkretnych osób nie ma dowodów na zbrodnie popełnione na Polakach.
Mimo tego, po uszkodzeniu w 2020 roku, tablica została zniszczona całkowicie. Wtedy strona polska postawiła nową. I mogłoby się wydawać, że sprawa została zakończona, ale nic bardziej mylnego. Kamień nagrobny jest inny – zmieniono napis – zniknęła lista zabitych. Teraz grób jest bezimienny i to bulwersuje Ukraińców. Od przywrócenia dawnej tablicy uzależniają wydawanie kolejnych zgód dla polskiego IPN na poszukiwanie i ekshumacje Polaków, którzy zginęli na Wołyniu. A szczątki pomordowanych dalej czekają na godny pochówek…
Według szacunków w latach 1943-1945 na Wołyniu, w Galicji Wschodniej i na Lubelszczyźnie ukraińscy nacjonaliści zamordowali co najmniej 100 tysięcy obywateli II Rzeczpospolitej. Większość z nich do tej pory nie ma swoich grobów ani żadnego upamiętnienia.