Ukraina i Polska: związane wspólnym problemem

Ukraina i Polska: związane wspólnym problemem

Problem pamięci historycznej… problem w ostatnich latach, gdy chodzi o stosunki między Polską a Ukrainą poważny, w minionych kilku tygodniach objawił się w jakościowo nowej formie. Spowoduje to, jak sądzę, nowe rozbieżności między Polską a Ukrainą i będzie nowym testem wytrzymałości dla stosunków polsko-ukraińskich. Informuje o tym Upmp.news powołując się na Західний фронт.

Wizyta Wołodymyra Zelenskiego w Warszawie na przełomie lata i jesieni 2019 roku pozostawił miłe wrażenie w polskim establiszmencie, gdyż nowy prezydent Ukrainy wykazał większą od Petra Poroszenki gotowość do dialogu z polskimi władzami. Jednak zgoda na ekshumacje ofiar tragedii wołyńskiej i dymisja Wołodymyra Wiatrowycza ze stanowiska prezesa UINP może nie wystarczyć.

W grudniu 2019 roku Władimir Putin przypuścił wiele ataków na odcinku zagadnień historycznych.

Niestety, jego wypowiedzi o „odwiecznie rosyjskich ziemiach Ukrainy” i o tym, jak „hrabia Potocki wymyślił ukraińską tożsamość” nie wywołały oficjalnej reakcji ze strony ukraińskich władz. Jednak główne uderzenie Putina zostało wymierzone w Polskę. Oskarżył on Polskę o wywołanie razem z Niemcami drugiej wojny światowej i o antysemityzm. Potem, po krótkiej przerwie, zareagował na przyjętą przez Parlament Europejski rezolucję, która mówi o związku przyczynowo-skutkowym między paktem Ribbentrop-Mołotow i jego tajnym protokołem a wybuchem II wojny światowej. Prezydent Rosji zapowiedział napisanie artykułu o przygotowaniach do II wojny światowej. Są podstawy by sądzić, że ten artykuł wywoła podobny efekt, jak monachijskie przemówienie Putina z 2007 roku. Nie ma w tym niczego dziwnego, ponieważ na rok 2020 przypada 75. rocznica zakończenia II wojny światowej i Rosja będzie forsować własną wersję historii.

Polski premier Mateusz Morawiecki w odpowiedzi oświadczył, że Kreml wciąż kłamie na temat Polski, a polski MSZ podkreślił, że jest przygotowany na informacyjną konfrontację z Moskwą.

Lider Europejskiej Partii Ludowej Donald Tusk wezwał do połączenia wysiłków władzy z wysiłkami opozycji dla przeciwstawienia się rosyjskim insynuacjom, jednak to wezwanie nie miało wystarczającego oddźwięku. Kreml nadal dąży do tego, żeby wywołać zamieszania w polskiej polityce, i kampania wyborcza przed wyborami prezydenckimi 2020 roku może stanowić dobry grunt dla takich działań, zwłaszcza, że niektórzy przywódcy „Starej Europy” zainteresowani są w geopolitycznym osłabieniu Polski.

Tymczasem ambasadorowie Polski i Izraela – Bartosz Cichocki oraz Joel Lion wyrazili zaniepokojenie upamiętnianiem osób, które, ich zdaniem, „należy potępić raz na zawsze”.

Wspólne oświadczenie przedstawicieli dwóch państw – dwóch państw, których relacje w minionym roku nie były wolne od napięć (dziś, na początku 2020 roku, jest to mniej widoczne, jednak też zauważalne) – spotkało się z ostrą reakcją części społeczeństwa ukraińskiego, jednak pozostało bez oficjalnej odpowiedzi na szczeblu władz państwowych. I jest to spowodowane, jak się wydaje, nie tylko świątecznym nastrojem, zwykle panującym na początku nowego roku.

Ponieważ Ukraina oficjalnie nie zajęła stanowiska w sprawie oświadczenia Joela-Cichockiego, warto szukać okazji do zintensyfikowania dialogu polsko-ukraińskiego.

Tym razem należy szukać tych okazji poza układem „adwokat-klient”, który obowiązywał w pierwszych dziesięcioleciach rozwoju Ukrainy jako niepodległego państwa. Dojście w Polsce PiSu do władzy oraz prowadzona na szczeblu państwowym polityka historyczna zniszczyła ten format, dlatego potrzebujemy innego formatu. Katalizatorem ułatwiającym te poszukiwania może być putinowska wersja historii drugiej wojny światowej.

Zgodnie z tym, co pisze amerykański historyk Timothy Snyder, Polska i Ukraina należą do „krwawych ziem”, na których w ciągu XX wieku przelano całe rzeki ludzkiej krwi.

Jednak nie tylko duża liczba ofiar, ale także kolaboracja z nazistami, udział miejscowej ludności w holocauście i tragedia wołyńska znajdują się w historycznym bagażu naszych państw. W roku, w którym przypada 75-ta rocznica zwycięstwa nad nazizmem, o tych problemach znowu i znowu mówić będzie najpierw Moskwa, a niewykluczone, że oskarżenia padną także ze strony innych stolic europejskich, które w ten sposób realizować będą własne interesy. Musimy zrozumieć, że Moskwa, niestety, ma nie tylko dużo dokumentów archiwalnych, które może interpretować w sposób dla siebie korzystny, ale ma też potężną maszynę propagandową, która będzie skutecznie rozpowszechniać odpowiednie wiadomości. Nawiasem mówiąc, rozpowszechniane będzie nie tylko oficjalne stanowisko Moskwy, ale także fejki i insynuacje, obliczone na wywołanie nienawiści między narodami.

Ogólnie rzecz biorąc, Putin nie bardzo przejmuje się negatywnymi skutkami II wojny światowej, ponieważ Rosja, będąc następczynią ZSRR, może być zadowolona ze skutków tej wojny, przynajmniej jeżeli chodzi o skutki geopolityczne.

Innymi słowy: kwestie pamięci historycznej zostaną wykorzystane jako taran mający posłużyć do rozbicia jedności europejskiej i jedności euroatlantyckiej, a Polska, która pozostaje wiernym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych i która przez to staje się dla państw „Starej Europy” przyczyną coraz większej irytacji, stanie się obiektem rosyjskich ataków w wojnie propagandowej. Cel jest jasny: zdestabilizować kraj wewnątrz, podważyć jego wiarygodność na zewnątrz i wywołać wzrost eurosceptycyzmu z Brexitem w tle.

Jeżeli chodzi o Ukrainę, cele Rosji wydają się równie oczywiste: Moskwa będzie starała się odzyskać swoją dawną strefę wpływów, proponując własne rozwiązania w kwestii okupowanego Donbasu i zaanektowanego Krymu. Tendencje, które są zauważalne ostatnich miesiącach, w stosunkach rosyjsko-ukraińskich, dają niemało powodów do zaniepokojenia, a nawet trwogi.

Kremlem kieruje nie tylko pragmatyczna chęć uzyskania kontroli nad bogactwami Ukrainy, ale także pragnienie storpedowania działań na rzecz rozszerzenia Unii Europejskiej, na rzecz eurointegracji oraz przeciwstawienie się euroatlantyckim dążeniom Ukrainy, które Federacja Rosyjska postrzega jako zagrożenie dla własnego bezpieczeństwa.

Wydaje się oczywiste, że wobec rosyjskiej dezinformacyjnej polityki historycznej warto odsunąć na bok polsko-ukraińskie spory o historię, choćby po to, żeby zmniejszyć intensywność ostrzału własnych pozycji albo pozycji sojusznika, i żeby szukać możliwości współdziałania. To współdziałanie nie wyklucza rozbieżności poglądów na najtrudniejsze fragmenty wspólnej historii, ale te rozbieżności należy traktować tylko jako jeden z elementów wzajemnych relacji między naszymi państwami . Są możliwości współpracy w dziedzinie energetyki, w dziedzinie techniki wojskowej, w dziedzinie obronności, w zakresie wymiany doświadczeń. Należy wykorzystywać możliwości takiej współpracy, przezwyciężając stereotypy i przeszkody biurokratyczne. W setną rocznicę „Cudu nad Wisłą” niepodległa Polska i niepodległa Ukraina powinny wspólnie przeciwstawić się agresywnym rosyjskim planom, bo dziś Europa jest zagrożona przez rosyjskie działania hybrydowe nie mniej niż wtedy, gdy bolszewicy pragnęli rozpalić „ogień światowej rewolucji”.