Ukraińska deputowana: Putin nie chciał zrozumieć Ukrainy
Ukraińska deputowana: Putin nie chciał zrozumieć Ukrainy. Komentarz do polskiej edycji Rzeczpospolita.
Iryna Wereszczuk: Nie miałam jakichś zawyżonych oczekiwań i zdawałam sprawę z tego, że są takie pytania, których nie potrafimy rozwiązać podczas tego spotkania. Społeczeństwo ukraińskie również nie miało złudzeń, ale wyznaczyło „czerwone linie”, których nie przekroczył prezydent Zełenski. Głównie chodziło o to czy wybory samorządowe w Donbasie mają się odbyć przed tym jak Ukraina odzyska kontrolę nad granicą czy jednak później. Uważamy, że powinniśmy powrócić na granicę przed wyborami, a Putin uważa, że później. Dla nas najważniejsze są kwestię bezpieczeństwa, bez rozwiązania których nie jest możliwe przeprowadzenie wyborów. Putin nie chce tego rozumieć. Nawet Merkel sugerowała, że „porozumienia mińskie” są giętkie i trzeba szukać mechanizmów ich wykonania.
Merkel mówiła też o formule Steinmeiera, która znalazła się w końcowym komunikacie po spotkaniu paryskim. Wcześniej wywołała na Ukrainie duże kontrowersje, ponieważ zakłada przeprowadzenie wyborów samorządowych w Donbasie, ale nie ma tam mowy o odzyskaniu przez Ukrainę granicy.
Zgoda, ale formula Steinmeiera może zostać wpisana do ukraińskiego prawa pod warunkiem, że jednocześnie zostaną określone kwestie bezpieczeństwa, które powinno się rozwiązać przed realizacją „formuły”. Wtedy taka ustawa zostanie poparta przez większość parlamentarną. Od razu mogę powiedzieć, że na pewno nie znajdzie poparcia zmiana konstytucji dotycząca specjalnego statusu dla części Donbasu. To ta czerwona linia, której Ukraina nie przekroczy pod żadnym warunkiem. Decentralizacja owszem, ale ten proces i tak trwa. Najważniejsze, by to władze w Kijowie decydowały o mechanizmach i zasadach, według których będą funkcjonować pozostałe ukraińskie regiony. Myślę, że moglibyśmy rozmawiać o jakimś specjalnym statusie, ale jeżeli chodzi o gospodarkę czy inwestycje, ale na pewno nie w sensie politycznym.
Putin nie zmienia narracji od lat i wciąż utrzymuje o tym, że podpisane w 2015 roku „porozumienia mińskie” powinno się wykonywać krok po kroku.
Owszem, nalega na to i nie interesuje go to, że te porozumienia podpisano pod wielką presją. Zauważyłam jednak wczoraj, że Macron, Merkel i Zełenski stoją po jednej stronie, a Putin po drugiej. Wydaje mi się, że rosyjski przywódca rozumie, że trzeba siadać i szukać kompromisów. Powiedział o „ociepleniu relacji” i oznajmił, że jest możliwa wymiana jeńców „wszyscy na wszystkich”. Jeżeli do końca roku nasi chłopacy powrócą do domu, to wtedy będziemy mówili o ociepleniu sytuacji.
Kolejne spotkanie „czwórki normandzkiej” ma się odbyć już w kwietniu. Przez ponad pięć lat nie znaleziono kompromisu w sprawie politycznego uregulowania sytuacji w Donbasie, dlaczego teraz miałby się znaleźć w ciągu czterech miesięcy?
Do tego czasu chcemy zaproponować kilka opcji. Wcześniej były prezydent Ukrainy Petro Poroszenko zaproponował „plan pokojowy”, który składał się z 15 punktów. Chodziło o to, że na granicy ukraińsko-rosyjskiej miałaby powstać tak zwana 10-kilometrowa strefa buforowa. W grę wchodzi międzynarodowa misja pokojowa ONZ, albo policyjna misja OBWE z poszerzonym mandatem. Nie możemy czekać, musimy proponować i działać. Merkel i Macron widzą, że Ukraina nie tylko mówi i nie zamierza nic nie robić jak to było pięć lat temu, tylko naprawdę chce rzeczowo rozwiązać problem.
To od czego władze w Kijowie chcą zacząć?
Wycofaliśmy wojska na kilku odcinkach linii frontu, mimo że była ogromna presja ze strony opozycji i wolontariuszy w Donbasie. Teraz porozumieliśmy się co do kolejnych odcinków, na których zamierzamy wycofać siły. To wszystko prowadzi do rozładowania napięcia konfliktu. Nie zgodziliśmy się na pułapkę Putina co do wielkiego wycofania sił na całej linii frontu, oczekujemy wzajemności. Jeżeli my robimy krok naprzód, to i Rosja powinna zrobić odpowiedni krok naprzód.