Migrant nie zabiera pracy

Migrant nie zabiera pracy

Czy polski euromigrant, który wyjechał do Londynu po 2004 r., zabrał robotę Brytyjczykowi? A czy Ukrainiec pogarsza położenie polskiego pracownika? Pisze o tym Upmp.news powołując się na Polskie Radio.

Dziennik Gazeta Prawna zwraca uwagę na to, że politycy oraz publicyści mają wiele problemów z udzieleniem na te pytania odpowiedzi. Jak pisze dziennikarz Rafał Woś, w powszechnym odczuciu migranci zabierają pracę miejscowym mieszkańcom. Sytuacja wygląda tak – pracodawca jest gotów zapłacić za pracę 1,5 tys. (w dowolnej walucie), a pracownik uważa, że powinien dostać 2 tys. Wtedy pojawia się ktoś, kto bierze za robotę 1,3 tys. I jest wdzięczny. Przynajmniej przez pewien czas, dopóki nie zobaczy, że pracodawca na nim oszczędza. Wówczas zaczyna domagać się 1,6 tys. Tylko że wtedy przychodzi kolejny migrant gotów pracować za 1,2 tys. Jednak, badania ekonomisty z Oxfordu Jonathana Portesa na temat wpływu migracji na rynek pracy potwierdzają, że nie warto ufać powszechnemu odczuciu. Zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i w USA nie odnotowano w zasadzie negatywnego wpływu migracji na położenie rodzimych pracowników. Odwrotnie – duży napływ pracowników zwykle towarzyszy okresom niskiego i spadającego bezrobocia. Wzrost migracji zarobkowej do Wielkiej Brytanii po 2004 r. doprowadził do spadku płac wśród pracowników najsłabiej wykwalifikowanych. Ale nie w sposób dramatyczny. Spadek płac w tym sektorze to według Portesa ok. 1 proc.

Gazeta „Rzeczpospolita” pisze o zmieniającym się charakterze przestępstwa handlu ludźmi. W artykule „Współcześni niewolnicy” czytamy, że kiedyś przybierało ono głównie postać wykorzystywania seksualnego, dzisiaj na plan pierwszy wysuwa się zmuszanie do niewolniczej pracy. Irena Dawid-Olczyk, prezes Fundacji La Strada wyjaśnia, że ​​ zjawisko to dotyczy przede wszystkim cudzoziemców wykorzystywanych do przymusowej pracy w Polsce – zwłaszcza Ukraińców i Białorusinów, ale także Polaków, szczególnie tych, którzy podróżują za granicę. W artykule znajdujemy przykład obywateli ukraińskich, którzy pracowali po 400 godzin w tygodniu w znanych warszawskich restauracjach za upokarzająco niską płacę. „Gdyby klienci renomowanych lokali o tym wiedzieli, omijaliby je szerokim łukiem” – sugeruje jeden ze śledczych. Sprawa jest rozpatrywana w sądzie.