Kresy. Meandry polskiej pamięci
Jan Stanisławski, „Dniepr” (1904) (Wikimedia Commons)

Kresy. Meandry polskiej pamięci

Tematyka Kresów mimo upływu lat nadal jest obecna w polskiej prasie i publicystyce. Temat ten zresztą nie zestarzał się również wśród badaczy reprezentujących różne dziedziny humanistyki. Informuje o tym Upmp.news powołując się na Kurier Galicyjski.

Należy jednak pamiętać, że przez dłuższy czas nie był on w ogóle obecny ani w przestrzeni medialnej, ani naukowej. Co prawda w okresie komunizmu, o którym tu mowa, publikowano sporadycznie prace o Kresach, ale stanowiły one raczej wyjątek wśród ogółu dostępnych książek historycznych. Powodem tego była oczywiście cenzura, która uniemożliwiała kultywowanie pamięci o tym regionie, co wpłynęło zresztą na późniejszy nostalgiczny stosunek Polaków do Ziem Wschodnich utraconych po II wojnie światowej. Temat Kresów, bez ograniczeń cenzury, pojawił się zatem dopiero w wyniku przełomowych wydarzeń w Polsce w roku 1989, symbolizującym koniec epoki PRL.

Repatrianci, choć byli to faktyczni ekspatrianci, gdyż zmuszeni zostali do wyjazdu pod wpływem aresztów, przez dłuższy czas przypuszczali, cytując fragment słynnej piosenki, że wystarczy tylko „jedna bomba atomowa i znów wrócimy do Lwowa”. Inteligencja, co warto zaznaczyć, była jednak świadoma swego losu i z zaangażowaniem włączała się w odbudowę kraju. Bez względu na to, większość z rzewnością wracała do okresu swojej młodości. Ekspatrianci żyli w poczuciu tęsknoty i potrzeby przekazania jak największej ilości informacji potomnym.

Odżywająca pamięć wśród osób, pamiętających lata 20. i 30. XX wieku, przyniosła po upadku PRL widoczne plony. Oznaką tego był wyraźny wzrost wydawanych książek historycznych i wspomnieniowych. Zaczęto publikować rękopisy książek, przechowywanych dotąd głęboko w szufladach pisarzy, reprinty przedwojennych syntez historycznych, różnego rodzaju broszury, przewodniki, mapy, wszystko po to, by móc wydobyć z niepamięci ich „krajobraz serdeczny”, a przede wszystkim Lwów, określany mianem miasta Semper Fidelis.

Opisywane przez nich Kresy to przede wszystkim tereny przedwojennych województw wschodnich, które nie weszły w skład, określanej niekiedy, Polski pojałtańskiej. Odbiega więc on daleko od pierwotnego pojęcia Kresów Wincentego Pola, stanowiących południowe krańce zaboru rosyjskiego dawnej Rzeczpospolitej Obojga Narodów. W dwudziestoleciu międzywojennym nieco rozbudowano i zmodyfikowano to pojęcie, przyjmując, że wszystkie ziemie przyłączone po traktacie ryskim do Rosji Radzieckiej to Kresy Zewnętrzne (Utracone), zaś ziemie od Bugu po Zbrucz to Kresy Wewnętrzne. Wpływ na zasięg tego pojęcia miał więc niewątpliwie przebieg granicy Polski na wschodzie. Obecnie coraz częściej pojawia się określenie Kresów w stosunku do ziem obejmujących teren Suwalszczyzny, Podlasia i Roztocza.

W tym kontekście stwierdzić należy, że póki będą żyli osadnicy zza Buga, a pamięć o nich nie przeminie, to dla większości społeczeństwa polskiego Kresy oznaczać będą tereny dawnej Wileńszczyzny, Polesia, Wołynia i Małopolski Wschodniej, które na skutek decyzji Wielkiej Trójki zostały włączone do Związku Radzieckiego, a obecnie znajdują się w składzie zachodniej Białorusi i Ukrainy oraz południowo-wschodniej Litwy.

Ten sentyment do miejsca pochodzenia nie wzbudza, co warto podkreślić, narracji rewizjonistycznych. Poza mało istotnymi incydentami ze środowisk nacjonalistycznych na ogół istnieje pogląd, że powojenne rozwiązanie graniczne było korzystniejsze dla Polski. W zamian za Kresy otrzymała ona jako rekompensatę tereny lepiej zagospodarowane o rozbudowanej infrastrukturze i większym potencjale bezpieczeństwa narodowego. Dla uzasadnienia tej tezy, przywołajmy słowa śp. Kornela Morawieckiego, który powiedział kiedyś, że „granic nie trzeba zmieniać, by nie pomnażać nieszczęść”.

Oprócz sentymentu, jaki budzi się wśród ekspatriantów do rodzinnych stron, bardzo silny wydźwięk mają ich traumatyczne przeżycia wojenne. Te z kolei rzutują w dalszym ciągu na stosunki z krajami sąsiadującymi z Polską na wschodzie. Często bowiem kresowiacy to w węższym znaczeniu synonim sybiraków lub osób ocalałych z rzezi wołyńskiej. Obserwując chociażby stosunki polsko-ukraińskie widzimy, jak nierozliczona zbrodnia ludobójstwa na Wołyniu ma ogromny wpływ na relacje bilateralne, gdyż brak porozumienia w tej kwestii zwiększa brak zaufania w sferze publicznej i społecznej między obydwoma krajami.

Zastanawiające jest również to, jak pamięć o Kresach wpływa na współczesną polską świadomość historyczną. W pierwszej kolejności trzeba zauważyć, że niestety, stan polskiej historiografii w tym obszarze badań jest wysoce niezadawalający. Spośród około dwustu miast kresowych tylko kilka doczekało się własnej monografii naukowej. Na rynku wydawniczym dominują zaś opracowania ogólne, dotyczące przede wszystkim tematów stricte polskich. Mimo upływu czasu wciąż jednak niewiele wiemy o dorobku polskiej kultury w mniejszych miastach na Kresach. Głównym źródłem poznania ich przeszłości są wspomnienia dawnych mieszkańców o często dyskusyjnej treści. Potencjalny czytelnik nie ma zatem możliwości odtworzenia pełnego obrazu dziejów Kresów, które były regionem wielokulturowym i wielonarodowościowym.

Poza tym z literatury przedmiotu, szczególnie o charakterze popularno-naukowym, przebija się do świadomości przekonanie o wyjątkowości pochodzących stamtąd osób. Warto jednak przy tym pamiętać, że kresowianie na ogół byli mniej zdyscyplinowani i gospodarni od reszty społeczeństwa.

Ciekawe jest, że o ile podkreśla się wkład rodaków z Kresów w odbudowę państwa polskiego po wojnie, to uwadze umyka fakt o często negatywnym stosunku społeczeństwa do ekspatriantów, jaki był widoczny w pierwszych latach po ich przybyciu na nowe miejsce osiedlenia.

Jeśli spróbować odpowiedzieć na postawione wcześniej pytanie, wydaje się, że świadomość historyczna części społeczeństwa polskiego jest podatna na mitologizację obrazu ziem wschodnich w zależności od siły i znaczenia przekazu ekspatriantów. Ich wspomnienia, z racji tego, że odnoszą się w większości do okresu dzieciństwa i młodości spędzonej na Kresach, pełne są tęsknoty za utraconym rajem, o którym nie sposób zapomnieć. „Sentymentalne wspomnienia świadczą zwykle o dobrym samopoczuciu wspominających, to jest strony rodzinne ukazują się im w postaci bezkonfliktowej” – pisał Czesław Miłosz w książce „Szukanie ojczyzny”.

Do szerszego grona odbiorców często dociera więc przekaz zgodnego i tolerancyjnego życia wszystkich mieszkańców na Kresach przed wojną. Nie znaczy to jednak, że należy takie relacje bagatelizować, są one bowiem cennym źródłem wiedzy służącym do analizy dla zawodowych historyków. Z uwagi na posunięty wiek ekspatriantów i ich niewielką już liczbę, mit ten traci mimo wszystko na znaczeniu. Zresztą podobnie jest z dyskusją nad słusznością wybuchu powstania warszawskiego, na temat którego, wraz z upływem czasu, pojawia się coraz więcej krytycznych komentarzy.

Józef Piłsudski, przedstawiany często jako Ziuk z Zułowa na Wileńszczyźnie, wracając z frontu wschodniego wojny polsko-bolszewickiej powiedział, że „Polska to obwarzanek: kresy urodzajne, centrum – nic”. To zdanie uważa się niemal za „wizytówkę” dobrze prosperującej firmy, jaką były Kresy w dwudziestoleciu międzywojennym. Abstrahując od kontekstu historycznego wypowiedzianych przez niego słów trzeba zauważyć, że dorobek cywilizacyjny, którego nie sposób chyba przecenić, gdy spojrzymy na osiągnięcia dwóch najbardziej znanych ośrodków miejskich na Kresach – Lwowa i Wilna, stanowiących swoistą granicę między światem łacińskim a bizantyńskim, nie może nam jednak przysłaniać wyraźnego zacofania technologicznego Kresów, widocznego niemal w każdej dziedzinie życia. Czego najlepszym przykładem były północno-wschodnie tereny II Rzeczypospolitej: Nowogródczyzny, Polesia i Wileńszczyzny, gdzie większość ziemi uprawiano jeszcze według tradycyjnego sytemu trójpolowego, a poborowi z najbardziej zapadłych terenów byłego zaboru rosyjskiego nie umieli odróżnić schodów od drabiny. To skrajny przykład, ale trzeba wiedzieć, że tak również było.

W pamięci zbiorowej Polaków obraz Kresów kształtowany jest, co ciekawe, również pod wpływem muzyki rozrywkowej. Szczególną rolę odgrywają w tym zakresie lwowskie piosenki tworzone w różnych okresach. W dwudziestoleciu międzywojennym piosenki te wywoływały poczucie dumy, gdy zaś Polska otrzymała nowe granice i została pozbawiona wschodnich województw, utwory muzyczne, które powstawały na emigracji, były źródłem nostalgii i żalu za minionym. O silnym przywiązaniu do Lwowa mówią nam słowa jednej z piosenek napisanych przez Mariana Hemara:

„Moje serce zostało we Lwowie,
W moim mieście zieleni i wzgórz
A ja chodzę po świecie i ten żal ciągle mam
I zapomnieć nie mogę, że kiedyś, że tam”.

Utwory te, silnie naznaczone osobistym (emocjonalnym) ładunkiem ich twórców, mają niewątpliwie wpływ na kreowanie emocji odbiorców, podatnych na mocno subiektywny punkt widzenia. Mimo to, posiadają one ogromny walor popularyzatorski, przybliżając, przede wszystkim młodym ludziom elementy polskiej kultury przedwojennego Lwowa i Kresów Wschodnich.

Z całą pewnością nie wolno zapomnieć o dawnych terenach Rzeczypospolitej. Tym bardziej, że znaczna część obywateli wywodzi się właśnie stamtąd. Według Centrum Badań Opinii Społecznej co siódma osoba w kraju posiada bowiem kresowe korzenie. Z tym wiąże się też pewne zobowiązanie pamięci o Kresach, która oddziałuje na wyobraźnię Polaków mieszkających w Polsce oraz poza jej granicami, a także na naszych sąsiadów z Ukrainy, Białorusi i Litwy. Temat ten wymaga jednak dalszej refleksji i rozbudowanej dyskusji.

Jarosław Krasnodębski
Tekst ukazał się w nr 22 (338), 29 listopada – 19 grudnia 2019