Poparcie dla Putina spada, chyba już czas spakować torbę?

Poparcie dla Putina spada, chyba już czas spakować torbę?

Najnowsze badania opinii publicznej w Rosji potwierdzają niekorzystny dla reżimu trend: spada popularność Władimira Putina i nie widać, by miało w tej kwestii dojść w najbliższym czasie do przełomu. Informuje o tym Upmp.news powołując się na factaloquuntur.home.blog.

Już nawet prokremlowski ośrodek badawczy WCIOM, regularnie przeprowadzający sondaże na temat stosunku do polityków, nie może udawać, że Rosjanie kochają swojego przywódcę. Nie pomogła też zmiana formuły badania, którą WCIOM wprowadził w maju, zresztą na wyraźne polecenie rzecznika prasowego prezydenta Dmitrija Pieskowa.

To wtedy WCIOM opublikował rekordowo niskie wyniki poparcia dla Putina – pozytywnie oceniło go zaledwie 30 proc. obywateli. Wezwanie na dywanik dyrektora pracowni Walerego Fiodorowa poskutkowało zmianą formy ankiet i położeniem nacisku na pytania zamknięte. Mało kto miał odwagę zakreślić „nie” przy zdaniu: „Czy popierasz Władimira Putina?”. Wyniki znów więc okazały się dla Kremla „optymalne”.

Koniec „teflonowego Putina”

Ważniejsza od samych wyników jest jednak dynamika notowań. To jest bardziej niepokojące dla Putina. Poprzednio najgorszy wynik Putin notował w kwietniu 2014 roku (60 proc.). Później jednak zdyskontowana została euforia wynikająca z aneksji Krymu: 66 proc. w styczniu 2016, 62 proc. w kwietniu 2017. Punktem przełomowym było ogłoszenie podniesienia wieku emerytalnego, co nastąpiło w czerwcu 2018 roku. Reforma emerytalna jedynie przyspieszyła trend, który było widać już wcześniej, przed latem 2018 roku. Po apogeum popularności (2014-2015) notowania Putina powoli spadały, choć nie było ku temu jakichś poważnych przyczyn w rodzaju wstrząsów ekonomicznych i socjalnych. Spadek na krótko zatrzymała mobilizacja przed wyborami prezydenckimi 2018. Wydaje się, że to koniec „teflonowego Putina”, który niezależnie od wszystkiego i tak pozostawał zdecydowanym liderem zaufania, a jeśli przytrafiały się okresy spadku poparcia, to nie trwały długo i prezydent zawsze wcześniej czy później odbudowywał popularność.

Coraz więcej ludzi na ulicach Rosji

Rosnące niezadowolenie szczególnie widać w Moskwie, znanej jako „miasto antyputinowskie”. Świadczą o tym powtarzające się protesty, w których bierze udział nawet kilkadziesiąt tysięcy osób. Według sondażu centrum Lewady 49 proc. moskwian nie chce, by Putin sprawował jakiekolwiek funkcje państwowe, gdy skończy kadencję, czyli po 2024 r.

Co ciekawe, opozycję, bardzo widoczną w protestach „O uczciwe wybory”, stanowi nie tylko młodzież o liberalnych lub lewicowych poglądach, która mogła się przyjrzeć modelom zachodnich państw. Razem z nimi i klasą średnią na ulicach coraz częściej pojawiają się emeryci z symbolami partii komunistycznej i ZSRR.

Patriotyzm w Rosji już się nie sprawdza?

Granie na patriotycznych uczuciach i ewentualnych kompleksach związanych z upadkiem imperium – też się nie sprawdza. Nie da się już wcisnąć guzika „patriotyzm”, gdy dochodzi do takich sytuacji jak aneksja Krymu. Euforia jest krótkotrwała. W 2014 r. poparcie dla Putina gwałtownie wzrosło – a dziś ok. 50 proc. Rosjan uważa, że zarówno zajęcie Krymu, jak i wojna z Ukrainą przyniosła tylko negatywne skutki. Większość społeczeństwa odczuła na własnej skórze wpływ nałożonych na kraj sankcji oraz pogłębionej izolacji na arenie międzynarodowej. Rosjanie nie chcą też łożyć ze swoich kieszeni na rozwój przyłączonego terenu.

Młode społeczeństwo obywatelskie coraz głośniej i wyraźniej formułuje żądania. Ma dosyć władzy, która za nic ma swobodę słowa, zdanie obywateli i konstytucję. To szczególnie boli i irytuje. Zwłaszcza gdy okazuje się, że absurdalne przepisy samej władzy nie dotyczą. Reakcja Kremla na ostatnie protesty tylko dolała oliwy do ognia. Prezydent Moskwy Siergiej Sobjanin dziękował policji i gwardii narodowej, mimo że brutalnie rozprawiała się z demonstrantami, a Pieskow uznał te działania za zasadne. Co dowodzi, że tam, gdzie zaczyna się polityka i władza, nie ma miejsca na kompromisy. To się Rosjanom bardzo nie podoba. Żródło: polityka.pl.

Anna-Maria Slavych